DAGGER IN MY HEART

Rozdziały w każdą sobotę lub jeśli będą 4 komentarze, rozdział pojawi się wcześniej.

sobota, 5 września 2015

Epilog

dziś inaczej niż zwykle ponieważ piuerwsza bedzie notatka...
1) Chciałam wam BARDZO podziękować za czytanie tego opowiadania i znoszenie tych moich błędów XD
2) Nie moge uwierzyc że to juz koniec.....
3) Prezpraszam ze nie dodałam wcześniej ale nie miałam internetu :\
4) Bolg nie zostanie usunięty!
To chyba tyle i jeszcze raz wam BARDZO BARDZO dziękuje za ten czas spędzony z Nathanem i Nikki :* Życze miłego czytania !




*2mies później
Chłopaki znoszą ostatnie pódła jakie zostały w całym domu. Jeszcze dziś nas tu nie bedzie.
-Nathan!!! Gdzie zanisołeś pódła z pokoju Mariny ? Pytam sie chłopaka po raz setny
-zaniosłem do samochodu a co ? Spytał
-bo nie moge znaleść Mariny miśka. Powiedziałam
-miśkiem sie przejmujesz ? Spytał rozbawiony
-to powiec to Marinie. Powiedziałam
- to poznoś te pódła z gory a ja do niej pojde. Powiedział
-za ciężkie są. Powiedziałam niechętnie.
Na co chłopak przewrócił oczami
-no co ? Spytałam
-nic,nic. powiedział
-aaaa....właśnie, wieczorem Ci coś powiem. Odwrociłam sie w stone małej i wyszłam.


*4h później
Wspomnienia z tego domu pozostaną nam do końca życia. Mamy juz wychochodzić, ostatni raz zamknąć te drzwi i nigdy tu nie wrócić. Ostatni raz obejrzałam sie, popatrzyałam na dom. Nathan objoł mnie ramieniem i wyszliśmy. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Zaczynamy mowe życie.
*7h poźniej
Siedzimy w salnie. Do okoła mnustwo pódeł, ale co tam. Dzis to ja nic nie zrobie, tak sie masakrycznie źle czuje że zaraz padne.
-kochanie dobrze sie czujesz ? Spytał Nathan
-zmęczona jestem. Powiedziałam
-właśnie widać cała blada jesteś.  Powiedział
- pojde sie położe. A ty mogłabyś zobaczyć jak tam Marinka? Spytałam
-idz,leż i nie panikuj. Powiedział. Ja wyszłam a Nathan jak zwykle włączył telewizor i zaczoł oglądać mecz. Mialam wrażenie że nie dojde po tych schodach. Juz na drugim schodku zakręciło mi sie w głowie. Cofneałm się i wrociłam do salonu.
-miałaś sie położyć. Powiedział
-nie mam ochoty siedzieć sama. Powiedziałam
-oj Nikki Nikki... Zaśmiał sie
-a wlaśnie! Powiedziałam
-coś sie stało? Spytał
-powiecmy...powiedziałam
-Nikki?! Spytał zaniepokojony
-oj no.... Powiedziałam
-coś Ci jest ? Spytał -chora jesteś? Spytał jeszcze powažniej
-o ile ciąża to choroba to tak. Zaśmiałam sie
-aaaa...to ok. Powiedział -CO?! Spytal po chwili
-tak Nathan... Jestem w ciąży ! Powiedziałam z usmiechem. Chłopak zerwał sie z sofy i podszedł do mnie. Pocalował mnie.
-kocham Cie!!! Krzyknoł
-ja Ciebie też, ale obudzisz Marinke...powiedziałam z uśmiechem. Na co chłopak zrobił dziwną mine.
-to nie to ja sie zamkne. Powiedział.  Na co ja sie uśmiechnełam.
Na zajutrz powiedzieliśmy nowine. Obydwoje zaczeli sie śmiać.
-zostawić was samych....zaczoł nawijać Jack. Spojarzałam na niego zabujczym wzrokiem. 
Reszte dnia sprzątaliśmy, ustawialiśmy, a nie przepraszam Nathan sprzątał, ustawiał. Jedyne na co mi pozwolił po poukładać ubrania. Lepsze to niż nic. Najśmieszniejsze jest to że nawet nie pozwolił mi ność Marinki. Ja rozumiem że ona juz prawie chodzi. Ale  no bez przesady żebym nie mogła własnego dziecka nosić...
Jak on to mowi "Kochanie nie możesz dźwigać." Weś tu go zrozum


*2lata poźniej 
-Marina nie biegaj tak, bo James nie może Cie dogonić. Mowi Nathan
Tak James to ukochany synek tatusia, no nie powiem bo Marina też jest jego ukachaną córeczką. Z tego co zauważyłam Marinka jest bardzo ale to bardzo podobna do Nathan'a tak jak i James,tylko że James też ma taki charakter. Już teraz widać że James bedzie taki sam jak Nathan wręcz inentyczny. Ale to nie wszystko.
Amy i Jakc śmieli sie z nas, ale chyba pozazdrościli i rok po urodzeniu Jamesa urodziły im sie bliźniaki Aria i Tom. Kto by sie tego spodziewał. Od pieciu lat jest cisza i spokoj. Zero gangów,mafi,broni,nielegalnych wyścigów. Poprostu zaczeliśmy nowe życie. Z ktorego jestem bardzo zadowolona.
Kilka miesiecy po urodzeniu Jamsa, doszły mnie słuchy że Eric Diaz "tata" został zamordowany przez jakiś tam gang ktoremu wisiał pieniadze. Miał szanse sie zmienić, a tego nie zrobił wiec zapłacił za wszystkie swoje błędy. Koniec o przykrych żeczach, teraz trzeba sie cieszyć. Musze wapomnąć że Luke i Viki za kilka dni biorą ślub. Wiec chłaopaki juz sie nastawili na zabawe. Z dziećmi ma zostać Karen ale nie mam pojecia jak ona sobie poradzi z piątką dzieci, bardzo ruchliwych dzieci.
Nasze zycie jest teraz normalne i bardzo sie z tego Ciesze. Mam przeczucie  że wyszycy bedą szczęśliwi aż do końca życia.

sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 38

Od pogrzebu minoł tydzień. Nathan do tej pory jest dziwny. Rozumiem go ale,ja też potrzebuje troche ciepła, miłości. Ostatnio nawet Mariną sie nie zajumuje. Martwie sie o niego.
-Nathan.... Wszystko w porządku ? Spytalam podchodząc do niego.
-tak. Mruknoł pod nosem
- przecież widze.
-mowie Ci że nic ! Powiedział podenerwowany.
-Nathan! Jestem twoją żoną! Widze że Cie cos gnębi ! Powiec mi.
-No i co z tego że jesteś moją żoną?! W każdej chwili moge odejść! Nie zabronisz mi ! Krzyknoł
- serio ?! Chcesz tego ? Po co ty masz odchodzić ? Ja z radością sobie pojde od Ciebie ! Bede miała świety spokoj ! Zero klutni, podejrzanych typkow !!!! Nienawidze Cie ! Krzyknełam. Chłopak.....on mnie...uderzył mnie w twarz.... Upadłam. Łzy same zaczeły spływać po policzku.
-Nikki !! Skarbie! Przpraszam !!! Podbiegł do mnie. - ja nie chciałem !!!!! Kochanie wybacz!!!! Zaczoł mnie przytulać, calować.
-przesadziłeś... Szepnelam
-wybacz!! Kochanie ja nie wiem co robie!!! Ja siebie nie kontroluje! Po ostatnich wydarzeniach jestem jakiś pojebany! Krzyczal sam do siebie.
-musze to przemyśleć. Powiedzialam i wstałam.

*Oczami Nathan'a
Kurwa mać !!!!! Co ja do cholery zrobiłem ??!! Jestem jakiś popierdolony !!!  Jak ja mogłem to zrobic!!!!!!!!!!????? Nienawidze siebie!!

*oczami Nikki
Jak on mogł?! Nigdy sie po nim  czegoś takiego nie spodziewałam. Wziełam Marinke na rece. Podeszłam do okna. Zobaczyłam Nathan'a idącego w stone lasu. A jak on sobie cos zrobi ? Spytałam sama siebie. No i co ze mnie uderzył ? To jest mój mąż i kocham go najbardziej na świecie. Nie pozwole zeby mu sie coś stało. - chodź kochanie pojdziemy na spacer. Ubrałam malutką i wyszłam. Szłam "śladami" Nathan'a. Doszłam w końcu na polane. Chłopak siedział pod samotnym drzewem, rozmyśląc o czymś.
-Nathan? Podeszłam do niego
-odejdz. Powiedział przybity.
-nie odejde. Nie obchodzi mnie to co sie stało. Kocham Cie ze względu na wszystko. Rozumiesz. Powiedziałam
-ale ja.....
-ciiiii....pocałiwałam chłopaka.-Kocham Cie głuptasie. Oby dwie Cie kochamy. Powiedziałam do niego.
-ja też was kocham. Powiedział biorąc Marie.
-a teraz powiec mi co sie dzieje. Chłopak opowiedział mi wszystko. Rozumiem go to musi być dla niego bardzo trudne.
-nie moge dłużej patrzeć na ten dom. Powiedzial gdy dochidziliśmy do domu.
-przeciez możemy .....nie dane mi było skończyć
-wyprowadźmy sie z tąd. Zacznijmy nowe życie w innym miejscu.
- a Amy i Jack? Spytałam
-oni pojadą z nami. Jak myślisz ? Spytał
-moim zdaniem pomysł jest świetny. Powiedzialam chłopakowi.
Gdy tylko weszliśmy do domu zaczeliśmy wielkie planowanie.
Gdy tylko  Amy i Jack powiedzielismy im nasz plan na przyszłość. Bo głębszym zastanowieniu stwierdzili że to dobry pomysł. Wszyscy zaczniemy nowe życie i nie bedziemy martwić sie o życie dzieci.
-dobra możemy sie wyprowadzić, ale gdzie ? I jak bedziemy żyli ? Za co bedziemy żyli.
-ojciec przepisał na mnie i Amy firme. Z tego co mi wiadomo cały czas dobrze prosperuje. Piwiedział Nathan.
-ale mieszkanie czy dom ? Spytała Amy
-dom. Najlepiej dom. Powiedział Nathan - ale w Londynie napewno NIE. Powiedział
-dlaczego ? Spytał Jack
- wasz ojciec, reszta gangu Jay'a. Ja nie pozwole żeby moja rodzina cały czas żyła w niepewności albo żeby groziło jej jakieś niebezpieczeństwo. Powiedział Nathan spoglądając na mnie i Marine.
-według mnie jeżeli chcemy sie z tąd wyprowadzic jak najszybciej to musimy szykać sobie domów juz, ponieważ domow w Angli jest dużo a jeszcze wiecej jest kupców. Powiedział Jack
-to na co jeszcze czekamy ? Szukajmy. Powiedział Nathan. Od tego momętu wszyscy szukali możliwego lokum dla nas. Amy szukala w gazetach, Nathan na rużnych stronach internetowych, ja oglądałam rużne ogłoszenia, a Jack siedział z dziećmi. Szukaliśmy tego domu naprawde długo. Aż w końcu Nathan znalazł świetną oferte na drugim końcu Londynu. Dom bardzo podobny do tego może ciut mniejszy ale fajny. Z tego co sie dowiedział dzwoniąc dom ledwie co zbudowany i ukończony lecz właściciel musi wyprowdziać sie z kraju w sprawach służbowych, czy coś takiego. Ja nie wnikam a Jack juz szpera by obczaić gościa.
- gościu  jest czysty, ma 3 firmy 4dzieci. Dom wybudował 1rok temu. Wyprowadza sie ponieważ bierze rozwód z żoną i mają podział majątku.
-Jack jak zwykle szpieguje ludzi. Zaśmiała sie Amy.
-trzeba wiedzieć z kim sie zadaje. Zaśmiał sie
-Możemy jechać i obejrzeć ten dom. Powiedział Nathan
-aha czekajcie. Powiedziała Amy
-coś sie stało ? Spytałam
-bo z Jackiem juz od dawna myśleliśmy że nie chcemy zwalać wam sie na głowe, a wogule to bez sensu żeby dwie rodziny mieszkały w jednym domu. Powiedziała
-ale co wy wogule wygadujecie ? Spytałam
-wcale nam sie na głowe nie zwalacie. Amy jesteś moją siostrą, Jack najlepszym kumplem jakiego kiedy kolwiek miałem. Dlatego przyzwyczaiłem sie już do was i nie wyobrażam sobie życia bez was. I nawert mi nie kombinujcie że nie zanieszkacie z nami. Powiedział stanowczo Nathan
-ale my serio nie...
-zamiknij sie Jack! Powiedziałam
Na zajutrz pojechaliśmy do małej dzielnicy za Londynem. Amy źle sie czuła wiec została w domu. Droga nie byla gługa jechaliśmy okolo 2godziny. Zawsze mogło być gorzej. Po dotarciu na miejsce od razu znaleźliśmy budynek. Był on mniejszy od naszego ale za to miał piękny ogród. Jalc zapatrzył sie na dom z naprzeciwaka.
-Jack? Spytałam brata.
-widzisz że tamten dom jedno rodzinny jest do spredabnia. Powiedział
-no i co ? Spytałam - aaaaa.....Jack ja Cie prosze. Powiedziałam
-nie! Ale skoro jest do sprzedania to można sprawdzić. Powiedział z uśmiechem. I poszedł wzioł Marco i poszedł do domu na przeciwko. Ja wziełam Marinke i dołaczyłam do Nathan'a.
-gdzie Jack? Spytał
-poszedł i zaraz wroci mamy isc bez niego. Powiedziałam i poszliśmy do umuwionego miejsca. Dom w środku jest urządzony przepieknie. Na parteże był salnon, kuchnia, łazienka oraz maly pokoik, koraytaż i schdy. Na pierwszym piętrze było 5 pokoi i jedna duża łazienka. Ku mojemy zdzwieniu bylo też poddasze ktore było prześliczne, poprostu zakochalam sie w tym miejscu.  Nathan powiedział gościowi że da mu znać dziś wieczorem.
- i jak Ci sie podoba ? Spytał
-jest śliczny i ten pokoj na  poddaszu jest perfekcyjny. Powiedziałam
-tez mi sie podoba. Powiedział. W tym momecie zadzwonił Jack
-zaczekacie na nas jeszcze okolo 1h ? Spytał
-ale cos sie stalo? Spytałam
- nie nic sie nie stalo, a po za tym wam wytlumacze jak wroce. Powiedział
-dobrze zaczekamy. Powiedziałam i sie rozłaczłam.
Czekając na Jack'a zwiedzialismy troche miejsc. W pobliżu jest świetny plac zabaw, park, galeria handlowa wogule wszystko.
-powiec mi gdzie plazł ten Jack? Powiedział Nathan
- moj kochany braciszek znalazł sobie naprzeciwko domek do kupienia i poszedł go sb obejżeć. Powiedziałam
-on jego to juz kompletnie popier.....
-Nathan ! Powiedzialam pokazując na Marine
-popierdoliło. Powiedział szepetem na co ja sie uśmiechnełam.
-i co z tym domem ? Spytałam
- dom jak dom. Powidział z uśmiechem
-dobrze wiesz o co mi chodzi.
-ja bym go kupił, ale wybór nalezy do Ciebie. Powiedział
-no moim zadaniem dom jest fajny a jeżeli sie tylko zgadzasz możemy go kupić. Powiedziałam
-to ustalone kupujemy. Powiedział
-ale bedzie mi brakować tamtego. Te wspomnienia. Powiedziałam z lekkim uśmiechem
-pamietasz jak byłaś chora ? Powiedział
-szczeże nie wiele  pamiętam. Powiedziałam
-dlaczego? Spytał zdziwiony
-jakbyś sie czuł tak jak ja wtedy to tez bys niewiele pamietał. Zaśmialam sie.
- a jak wspominasz pierwszy posiłek ? Spytał Nathan.
-hym.....pierwszy posiłek? Udawałam zamyśloną.-no to tak bałam sie co kolwiek zrobić. Pwiedziałam
-dlaczego ? Spytał
-bałam sie Ciebie. Powiedziałam
-hahahah mnie sie balaś? Spytał ze łazmi w oczach. (Od śmiechu oczywiaście)
-jak miałam sie nie bać jak codziennie byłeś wnerwiony i jak tylko wyszlam z pokoju było cos w stylu "ty nie masz prawa wychodzić z pokoju,bez mojego pozwolenia". Zaczełam naśladować jego głos.
-a taka jesteś? Spytał -to moze wrocimy do strych czasów i bedziemy zamykać mame w pokoju co Marinka? Powiedział z uśmiechem Nathan. 
- aa to ja juz nie mam nic do powiedzenia ? Spytałam udając focha.
-tak. Zaśmiał sie.
-o nie to juz przesada!  Powiedziałam z uśmiechem - to skoro tacy jestescie to ja sobie ide. Powiedziałam i wstałam.
- no to chyba trzeba bedzie wrócić do tych  starych czasów. Powiedział i złapał mnie w tali i przyciągnoł do siebie przez co usiadłam u niego na kolanach.
-nadal foch? Spytał
-tak. Powiedziałam na co chłopak złożył pocałunek na mojej szyji.
- a teraz ? Spytał ponownie
-foch. Powiedziałam
-a taka jesteś ? Spytał
-tak. Powiedziałam poważnie
-ok. Powiedział i zaraz po tym wywalił mnie na ławke i zaczoł łaskotać i całować. - nadal foch? Spytał
-hahah tak....nie mogłam przestać sie smiać a Nathan coraz bardziej łaskotał, wszyscy ludzie gapili sie na nas jak na psychopatów.
-a teraz ? Spytał ja juz nie wytrzymywałam ze smiechu wiec musiałam sie poddac. Ale ...
-moj boże co wy robicie ? Jeszcze przy ludziach ? Spytał Jack.
- ra....ratuj.... Powiedziałam ze śmiechem i łzami w oczach.
-dobra dzieci uspokujcie w domu sie powygłupiacie. Powiedział Jack. Nathan popatrzył sie przez chwile na mnie i na Jack'a. Zostawił mnie w spokoju. Wstałam wytarłam łzy, poprawiłam ubranie bo troszke mi sie podwineło. Podeszłam do brata.
-Nathan weś Marinke. Aha i nadal foch. Powiedziałam i odeszłam
-tak? To policzymy sie w domu. Powiedział z szatańskim uśmiechem na twarzy.
-a właśnie co załatwiłeś ? Spytałam
-no wiec...kupiłem dom. Powiedział
-co ? Zdziwił sie Nathan
-tak kupiłem ten dom naprzeciwko. Uśmiechnoł sie
-to my jeszcze nie kupiliśmy. Powiedziałam -to na co wy jeszcze czekacie ? Spytał lada chwila ktoś wam ten dom z przed nosa sprzątnie. Powiedział
- to teraz ty na nas poczekasz. Powiedział Nathan i pociągnoł mnie za sobą.
-to sie pośpieszcie! Krzykonł

--------------------------------------------------------------------------------------------
Obiecany kolejny rozdział :)
troche sie juz z nimi poplątałam ale di jutra wszystko ogarne :*
do zobaczenia :*******


piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 37

Hamming 'owie potwierdzili kupno domu. Już mogą sie powoli wprowadzać. Ustaliliśmy kwote ktora pasowała nam wszystkim. Teraz jesteśmy w drodze do domu. Tym nieszczesnym busem z toną kartonów. Jak zaraz nie padne to bedzie cud. Jedziemy od 2h. Zostało nam jeszcze 3h ja nie wiem jak ja to wszytko przeżyje. Dzieci śpią. Amy czyta książke, Nathan prowadzi, Jack śpi a ja.......no właśnie ja. Nic nie robie. Ale zaraz pojde z ślady braciszka i usne.
Karen cały czas wydzwaniał  do Nathan'a. Domyślam się dlaczego. Tylko nie wiem dlaczego Nathan nie odbierał wogule telefonu. Nie mam pojecia dlaczego jest taki dziwny. Ostatnio mam dziwne przeczucie, że sie coś stanie. Ale to może tylko moja wobrazinia.
-kochanie! Krzyknoł Nath. Odwruciłam sie w strone chłopaka. Moim oczą ukazał sie Nathan z przystawionym pistoletem do głowy.
-nawet sie nie rusz. Powiedział napastnik.-Jeden nie poyrzebyny ruch i strzele mu w łeb. Dodał
-nie słuchaj go! Uciekaj! Krzyknoł Nath. Ja NIE mam pojęcia co mam robić. Uciekać czy zostać. Na całe szczęšcie Jack z Amy i dziećmi wyszli.
-nie zostwie Cie. Powiedziałam
-spiepszaj! Krzykoł
-Nie wolno sie tak odzywać do damy!!! Powiedział napastnik i walnoł Nathan'a bardzo mocno bronią w głowe na co ten upadł
-Nathan! Podbiegłam do chłopaka.
-na twoim miejescu bym go zosyawiła. Powiedział
-kim ty jesteś do cholery ? Spytałam ze łzami w oczach.
-misiu pysiu jestem! Zza zamaskowanwgo mężczyzny wyłoniła sie kobieta. Znajoma kobiata........zaraz!!!!czy to nie kochanka mojego teścia....... Tak ! To ona.
-dajcie nam spokoj!!! powiedziałam
-NIE. Dopuki nie zapłacicie za swoje błedy. - jakie błędy ? O czym ty mowisz? Spytałam
-np. Wasz ślub. Powiedział i mnie olśniło.
To był moj teściu!!! On zawsze tak mówił....ja....ja nie rozumiem jak on mogł....własnemu synowi coś takiego. Nathan powili odzyskiwał przytomność.
-kochanie nic Ci nie jest? Spytałam chłopaka. On tylko coś tam jęknoł.
-dlaczego ty to robisz ?! Spytałam
-żeby sie na was obdwojgu zemścić. Powiedział
-ale.........
-chcesz wiedzieć? Spytał zdenerwowany.
- tak....chce wiedzieć ! Dlaczego ty to robisz?!  On spojrzał na swoją dziunie i zdjoł kominiarke.
-tata??!! Spytał zdziwiony Nathan, podnosząc sie z podłogi.
-tak....Synuś....to ja .....powiedział zachłanie
-ale dlaczego ? Spytał
-jeszcze sie pytasz? Zaśmiał sie
-myślisz że dlaczego Jay sie uwzioł na twoją śliczną Nikki? Albo twoj ojciec odszedł od Ciebie o twojej ślicznej matki? To wszystko dzięki mnie. Zaśmiał sie. Spojrzałam na Nathan'a on na mnie.....
-wszystko zaczeło sie 22 lata temu na dyskotece........ Byłem z kolegami,a ona  z przyjaciołką. Od razu mi sie spodobała. Ta cera, uśmiech i te piękne oczy. Powiedział
-o kim ty mowisz ? Spytał
- o Lindzie...twojej matce Nikki. Powiedział. Zamurowalo mnie.
-nasza znajomość przerodziała sie w miłość. Aż pewnego dnia pokłuciliśmy sie o błachostke, już mawet nie pamietam co to było. Poszłem na miasto sie upić. Taki bylem pijany że nie wiedziałem co robie. Na następny dzień obudziłem sie obok jakiejś młodej kobiety. To byla Karen........Gdy ja zabawiałem sie z inną to Linda płakała całą noc. Ona mogła sie nie dowiedzieć o zdradzie gdyby Karen nie zaszła w ciąże. Nie wiem jak ona mnie znalazła, ale znalazła. Przyszła do mnie do domu, wtedy była ze mną Linda. Gdy to isłyszała wyniegała z domu. Powiedziala tylko tyle że nigdy wiecej mam sie do niej nie zbliżać. Kilka miesiecy później wzieliśmy ślub z Karen ze wględu na Ciebie Nathan. Z tego co sie dowoadywałem Linda niedługo potem znalazła sobie tego jebanego Diaza. Dopiero poźniej dowiedziałem sie ze ma małego synka co sie okazalo to też było dziecko Diaza..... Jak? Mnie nie pytajcie. Ja nie mam zielnonego pojęcia. Przez te wszystkie lata żyłem z kobietą której nie kocham.....
-co ty odpierdalasz i co to za dziwka ??!! Spytał Nathan.
-dziwka ? Ja Ci dam dziwke ty skirwielu! Powiedziała dziunia.
-ty sobie uwarzaj ! Obrażasz mojego męża !  Powiedziałam zadziornie
-Nikki spokojnie. Powiedział Nathan.
-taka cwana jeteś ? Spytała.  Nawet nie wiem kiedy uderzyla mnie w twarz......

*oczmi Nathan'a
Ta suka walneła Nikki ! Dziewczyna wpadła z duża siłą na ściane i stracia przytamność!
-skarbie! Kochanie! Occhnij sie !! Nikki !!! Podbiegłem do dziewczyny. - ty kurwa jestś nienoramny! Powiedziałem do ojca. -to jest matka twojej wnuczki !
-a mogla być moją córką gdyby nie twoja matka i ty ! Powiedział
-co ty kurwa chcesz ?! Powiedziałem prubując ocucić Nikki.
-naprawić to co spiepszyłem 22 lata temu powiedział. Wyją broń.
*oczami Nikki
Usłyszałam strzał. Bradzo sie wystraszyłam że coś wtało sie Nathan'owi. Ale jescze bardziej bolała mnie głowa. Osruchowo dotknełam czoła. Poczułam coś na dłoni. To byla krew. Czulam jak splywa mi po głowie. Znowu uslyszalam strzał. Gwałtownie odwrucilam sie w strone Nathan'a. Chlopak stał jak wryty a przed nim dwa trupy.
-Nath.......spojrzałam z przerażeniem na chlopaka
-on zabił siebie i tamtą....powiedział bez żadnych uczuć, monotonie. -chodz opatrze Ci to. Powiedział. Chcialam wstać ale sila uderzenia musiała być tak silna że os razu upadlam spowtotem z wielkimi zawtotami głowy. - zaniose Cie. Powiedział
-nie! Sama chce. Powiedziałm - ty lepiej zadzwoń gdzieś. Powiedzieć o samobojstwie .......powiedziałam cicho.....chłopak spojrzał na mnie poźniej za siebie.
-ty jesteś wazniejsza. Powiedział jakby nie obecny. Wzioł mnie na rece. Zaniusł do kuchni. Opatrzył rane. Wzioł telefon i poszedł do salonu. Mi kazał sie nie ruszać, bo moge mieć wztrząśnienie mózgu. Po jakiś dwudziesto paru minutach przyjechała karetka. Stwierdzili śmierć dwojga osob. Gdy przyjechała policja wypytwyali sie o wszysko. Od co robiliśmy w danym momęcie do od czego i w jakich okolicznościach powstała moja rana na głowie. Powiedzialam prawie cała prawde. Bo powiedziałam że sie podchnełam i iderzyłam glową w sciane.
Gdy Jack i Amy wrócili nie mogli uwierzyć co sie stało. Mi caly czas kręci mi sie w głowie. Nie bede im tego mowić i dodawać im zmarywień.
-Nikki wszystko wporządku? po odjeździe policji przyszedł Jack.
-tak. Powiedziałam -gdzie jest Nathan ? Spytalam
-wyszedł chyba... Powiedział
-jak to wyszedł? Ty go widziałeś?! Spytałam z lekkim przerażeniem.
-spokojnie. Nic mu nie bedzie. Uspokajał mnie brat. -po za tym wyszedł z Mariną. Wiec napewno sie nic nie stanie.
-nie uspokoiłeś mnie tym. Powiedziałam

*1tydzen poźniej
Sekcja wykazała ze to bylo samobójstwo. Dziś ma sie odbyć pogrzeb. Nathan od tygodnia chodzi jakby nie obecny. Wiem ze mu ciężko, ale do niego to nie podobne. Amy znosi to lepiej, może dlatego że nie powiedzieliśmy jej o wszystkim. 



---------------------------------------------------------------------------------------------------
WIELKI POWRÓT !!!
Rozdzaiał dodawany w samochodzie wiec wybaczcie za błedy :*
Od RAZU MÓWIE ŻE RODZIAŁY BEDĄ 29.08-30.08-31.08 (Sobota,niedziele,poniedziałek) tak żeby umiulić wam ostatnie dni wakacji....
A właśnie kończą sie wakacje i opowiadanie też, ale nie wiem do końca kiedy dodam epilog zależy od was :) 
miłego czytania i do zobaczenia :***

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 36


Późnym popołudniem cały dom był był w podłach. Za 1h ma przyjechać Jack z Amy i dziećmi. Tak przez ten jeden dzień stęskniłam sie za Mariną ze juz nie mogłam sie doczekać kiedy ją uścisakam. A wracając do "preprowadzki". W chyba 4pódłach są jakieś dokumęty. Poprzeglądam to wszystko. 
-to już wszystkie podła? Spytał -tak. Wszystkie. Powiedziałam. -a ta twoja rodzina bierze ten dom ? Spytał -nie wiem. A co ty taki dziwny jesteś? Spytałam -ja nie jestem dziwny. Mruknoł-Nathan co sie dzieje ?! Spytałam -nic ! Głucha jesteś ? Krzyknoł -Nathan! Co sie z tobą dzieje do cholery?! -Nic! Odwal sie ty w końcu od mnie! Krzyknoł. Odchodząc strącił jedno podło stojące na stle. Odwrucił sie i nic. Odszedł. Tak napewno cholera!  On rozwala a ja musze sprzątać za niego. No zajebiście kurde! Nawet nie wiem kiedy pierwsza partia łez spłyneła mi po policzku. Na szczęście w pódle były tylko książki. Zaczełam zbierać rozwalone książki. Chwile po tym jak zaczełam zbierać książki poczułam ciepły oddech na karku, oraz ciepłe dłonie na swoich. -przepraszam Cie. Szepnoł. Odwruciłam sie w jego stone. -bardzo Cie przepraszam. Nie chciałem żebyś płakała przez ze  mnie. Powiedział ocierając mi łyz. -musze ochłonąć. Wstałam i odeszłam od chłopaka. Wziełam płaszcz i wyszłam z domu. Postanowiłam wybrać sie na cmentarz. Spacerując ulicą wpadłam na jakąś dziewczyne. -przep......o Viki hej. Powiedziałam -hej. Powiedziała -coś sie stało ? Spytała -nie wszystko w porządku. Powiedziałam -przecież widze. Powiedziała-posprzeczałam sie z Nathan'em. Powiedziałam -napewno sie pogodzicie. Powiedziała z uśmiechem. -wiesz co ? Zapraszam Cie na spacer. Pogadamy, pozamy sie lepiej. Powiedziała -no dlaczego nie. Powiedziałam z uśmiechem. -jak poznałaś sie z Lukiem? Spytałam po chwili ciszy. -poznaliśmy sie w Sydney. Jak byłam na wakacjach z przyjaciółmi. A on wpadł na mnie jak byłam na plaży przez co wywaliłam sie do wody. On zaproponował mi spacer na przeprosiny. I od tamtej pory jesteśmy nierozłączni. Powiedziała -a ty z Nathan'em? Spytała -Nathan jest to najlepszy przyjaciel mojego brata. Wiec wiesz. Powiedziałam z uśmiechem. Spojrzalam na zegarek. -już tak pozno?! -Viki zapraszam Ciebie i Luka no i reszte rodziny na obejrzenie domu. A ja musze uciekać. Powiedziałam-jasne napewno wpadniemy. Powiedziała -to do zobaczenia. Pa. Powiedziałam -pa. Odpowiedziała i poszlyśmy każda w inna strone. Idąc przez park zauwarzyłam ojca Nathan'a. Znowu. Tylko on nie był sam lecz z jakąś kobietą. Postanowiłam nic nie mowić Nathan'owi. Gdy doszłam do domu Sykes siedział na kanapie grzebiąc coś w telefonie.-gdzie byłaś tyle czasu? Spytał podchodząc do mnie. -na spacerze. Powiedziałam -aha i rodzina Hammings'ow przyjedzie obejrzeć dom. Powiedziałam. -Nikki przepraszam Cie bardzo. Powiedział łapiąc mnie w tali. -zachwoujesz sie starsznie. Powiedzialam -przepraszam ale ja......-ciiiii.....złożyłam pocaunek na jego ustach. W tym samym momęcie usłyszałam nadjerzdzający samochod. -Jack. Powiedzialam i odeszłam (ucieklam ) od chłopaka. -Przyjechaliście wreszcie. Powiedziałam podchodząc do brata. -hej! Powiedziała Amy wychodząc z busa. -hej hej. A gdzie maja mała ? Spytałam -śpi. Powiedział Jack. W miedzy czasie przyszedł Nathan. -no dłużej sie nie dało ? Spytał witając sie z Jacki"em. -taki mądry jesteś bo tu samolotem przyleciałeś a nie autrostadą. Powiedziała Amy. -ale roznica. Pięć godzin w tą czy w tą. Zaśmiał sie Nathan.-to sie zamieniamy. Ty teraz samochodem a my samolotem. Może być? Spytała Amy. -dobra mi pasuje. Powiedział -pakukemy to wszysko? Spytał Jack-tak. Odpowiedziałam. -to wy idzcie a ja zazekam az sie mała obudzi. Powiedziałam -zaczekam z tobą. Powiedziała Amy. A chłopaki poszli. -pokłuciłaś sie z Nathan'em? Spytała-bardzo widać ? Spytałam -troszke. Uśmiechneła sie -o co znowu poszło? Spytała-nie mam zielonego pojecia. Powiedziałam -czyli znowu humorki Nathan'a sie włączyły. zaśmiała się  -czyli znowu. Uśmiechnełam sie
-Nikki weś ją. Powiedział Nathan. Wziełam dziecko. Mała zaczeła coś tam sobie mówić po swojemu w pewnym momęcie albo mi sie zdawało albo Marina powiedziała "tata".
-słyszałaś? Spytał Nathan
-słyszałam. Powiedziałam z uśmiechem.
-moja śliczna księżnkicza. Zaczoł gadać ucieszony Nathan. Takie małe słowo a tak potrafi ucieszyć a w szczegulności Nathan'a. Taki "bad boy" a cieszy sie z malutkiego słowa. Chwile sczęścia przerwał dzwonek do drzwi. Pewnie przyszedł Luke z rodzinką.
-otworze. Pwiedział Nath
Chwilke poźniej wszedł Luke, Viki, Ben, Jack oraz ciocia Liz i wujek Andrew.
-o moj.....Nikki. Powiedział Ben.
-tak,tak.....powiedziałam z uśmiechem.
-ta mała ślicznotka to twoja malutka córcia? Spytał Luke
-tak Lukiś to jest Marinka. Powiedziałam z uśmiechem.
-śliczna po mamusi. Pwiedział Wujek.
-o dziękujemy bardzo. Powiedziałam
-to zapraszam na zwiedzanie. Zaśmiałam sie. Nath was  oprowadzi ja ide może mała uśnie. Powiedziałam
-wrociliśmy. Powiedziała Amy i staneła jak wryta.
-Amy ? Spytałam spoglądając na Luka
-wy sie znacie? Spytał Jack
-powiecmy. Powiedział zdziwiony Luke.
-możecie nam wreszcie powiedzieć o co wam chodzi? Powiedział Nathan
-no my kiedyś.......jąkała sie Amy
-no kiedyś sie poznaliśmy jak byliśmy w Sydney na wakacjach. Mowila
-to dlatego znikałaś na tyle czasu i nie chciałaś wracać. Powiedział Nathan
-no tak. Zarumieniła sie.


*5h później
W domu zostały tylko meble. Szczerze troszke dziwnie ale ok. Zaraz ma przyjść Luke z rodziną obejrzeć dom. Marinka cały czas od kąd sie obudziła siedzi u Nathan'a na rękach. Ona już tak ślicznie gaworzy. 




----------------------------------------
Rozdział dodawany w drodze....znowu :( mam jeden rozdział na zapas wiec w następnym tyg powinien sie pojawić. Bardzo was kocham i do zobaczenia :******************************

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Uwaga!!!!!

Z racji tego że zaczeły sie długo wyczekiwane wakacjie. Chciałam was poinformować że rozdziały BĘDĄ DODAWONE NIEREGULARNIE. Ponieważ nie ma mnie w domu. A jak jestem to na bardzo krotko. Mam nadzieje ze zrozumiecie. Kocham was. Do zobaczenia :*

czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział 35

W samolocie nie dawałam sobie rady z emocjiami. Amy i Jack zostali w domu razem z dziećmi. Nie chciałam żeby mieli na głowie jeszcze Marinke, bo sam Marco rozrabia za pięcioro. Ale oni sie uwzieli, a z nimi nie da sie kłucić. 
-kochanie. O czym tak myślisz? Spytał Nathan
-bo to dziwne wracać do "domu" po roku nieobecności. Powiedziałam
-spokojnie bedzie dobrze zobaczysz. Powiedział i przytulił mnie. 
-mam taką nadzieje. Szepnełam. 
Po godzinnym locie bylismy na miejcu. 
Te same budynki, ci sami ludzie, to samo otoczenie. Nic sie nie zmieniło przez ten czas. Wsiedliśmy w taksówke. Po chwili byliśmy na miejscu. Przed "moim" domem stała bardzo znajoma twarz z jakimś chłopakiem ktorego niestety bardzo dobrze znałam. 
-cześć.rzuciałam oschle. 
-hej. Powiedziała z uśmiechem
- misiek nie przedstawisz mnie? Spytał Nath
-a tak. Emily, to jest Nathan- Nath to jest Emily 
-u co sie stalo że ktos Cie zechciał? Zapytał wrednie Tony. Tak ten wredny Tonny co ostanio. 
-masz cos do niej.?! Zbulwersował sie Nath.
-Nathan daj spokoj on nie jest tego wart. Powiedziałam zatrzymując chlopaka.
-Emily...uspikiłabyś tego kogoś. Powiedział wkurzony Nathan. 
-Nath. Spokojnie. Powiedzialam 
- o moj boze! Zaśmiał sie Tony
-ty wziełaś ślub?? Hahaha ale jaja. Powiedzial przez śmiech.  
-oo!! Gratulacje! Powiedziala.
-dziekuje. Rzucilam 
-po co nas tu ściągnełaś? Spytal Nathan
-Nikki komornik chce przejąć twoj dom. Powiedziała dając mi klucze.
-jaki komornik? Spytałam 
-nie było placone za swiatlo i prąd oraz inne media. Powiedziała 
-ale przecież tu nikt nie mieszka. Odezwal sie Nathan
-chcialam tylko żebyś wiedziala. Powiedziała i odaszla. Zrobiło mi sie głupio. 
-dziekuje ! Krzyknełam
- miałem ochote mu przypierdolić. Powiedział 
-wiem Nath, wiem. Mowilam przyglądając sie murom domu. 
-wspomnienia? Spytał 
-tak. Powiedziałam cicho. 
-bedzie dobrze. Powiedział i otworzył drzwi. 
-nie dam rady tam wejść. Powiedzialam chlopakowi.
-jestem z tobą spokojnie. Powiedział łapiąc mnie za reke. Wziełam głęboki wdech i weszłam do środka. Wszystkie wspomnienia wszystko wrociło. Począwszy od najstarszych wydarzeń po te najnowesze. Póściłam chłopaka i poszłam do swojego pokoju. N co, to w oczy rzuciły mi sie zdjecia z Em. Następnie poszłam do salonu. Natychmiast otworzyłam okno. Ten zapach, był nie do wytrzymania. Potem kuchnia i pokoj mamy. 
-kochanie? Za mną wszedł Nathan
-chce sprzedać ten dom. Powiedziałam odwracając sie do chłopaka.
-napewno? Spytał 
-napewno. Powturzyłam za nim. 
-sami nie damy rady posprzątać tego wszystkiego. Powiedział
-wiem. 
- zadzowonie do Jacka żyby załatwił jakegoś tira na to wszystko. Powiedział
-bus wystarczy. Powiedziałam -meble zostają. Pwiedziałam 
-jak chcesz. 
-Nathan? Spytałam 
-Co sie stało ? Spytał 
-pojdziemy na cmętarz? Spytałam
-jasne. Powiedział i wyszedł zadzwonic.  
Idziemy na cmentarz. Ludzie ktorch znałam przed wyjazdem, patrzyli sie na mnie jak na ducha. Co troszke mnie to bawiło. Przed cmentarzem albo mi sie wydawało albo widziałam mojego "teścia" 
-widziałeś? Spytałam 
-właśnie widziałem. Powiedział podejrzliwym głosem. Wyciągnoł telefon. Zadzwonił. 
-cześć tato. Powiedział 
-a moze jesteś w domu ? ...
-a u wojka jesteś. Nie to spoko to zadzwonie pozniej. I sie rozłączył 
-ładnego mam wojka. Powiedział
-nie denerwoj sie. Powiedziałam 
-idziemy. Powiedział natychmiast zmieniając temat. 
na grobie mamy. Przypomiała mi sie bardzo istona rzecz. Tylko w domu bede musiała dorwać sie do dokumętów. Gdy tylko znajde tą jedną ważną rzecz moze sie wszysko wyjaśni. Na grobie mamy była świerzo zapalna świeczka oraz dużo świerzych kwiatów. Nie dziwie sie mama miała dużo znajomych. 
-Nikki! Usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwruciłam sie.
-Ciocia Liz! Krzyknełam. I podbiegłam do niej niczym mała dziewczynka.
-Nikki skarbie. Jak ja Cie bardzo długo nie widziałam. Powiedziała. Oficjalnie to nie jest moja ciocia tylko najlepsza przyjaciołka mamy. 
-a gdzie Jack, Ben i Lukiś? Spytałam. Są oni najleszymi osobami z dzieciństwa. Jak miałam 8lat wyprowadzili sie. 
- Jack i Ben w prwcy a Luke zaraz powinien przyjść.  W tym samym momęcie przyszedł Nath.
- a właśnie ! Ciocia, to jest Nathan. Moj mąż. Powiedziałam Nathan to jest ciocia Liz. Dodałam 
-o ty masz męża ??! Zaskaczona spytała 
-tak,tak. Uśmiechnełam sie 
-mamo.......o moj boże Nisia ??! Zobaczyłam za sobą mojego ukochanego Likisia. 
-Lukiś!! Krzyknełam i rzucialam sie na szyje chłopaka.  
-nie mow tak na mnie. Uśmiechnoł sie. 
-i tak wiesz ze nie przestane. Uśmiechenłam sie.
-Nisia. To jest moja dziewczyna Viki. Viki skarbie to jest moja ukochana "kuzynka" Nikki. Powiedział na co podałysmy sobie rece. Dziewczyna ma moze 1.68-69wzrostu ma ciene włosy. 
-Lukiś, Viki. Pozbajcie Nathan'a. Mojego męża. Powiedziałam dumnie. 
-gratulacje. Powiedział. -i nie mow ze juz w ciązy jesteś. Powiedział 
-tu Cie zaskacze. Nie, nie jestem w ciąży...
-uffff... Uśmiechnoł sie-czyli nie bede wojkiem. Zarzartował
-ale...nie dałeś mi skączyć. Ale mamy już córeczke Marine. Uśmiechnełam sie 
-co?! Powiedział -gdzie jest?! Spytał
-została w Londynie. Powiedziałam
-to ty mieszkasz w Londynie? Spytał
-tak. A jak wy sie wyprowadziliście do Sydney to dobrze nie?! Uśmiechełam sie
-ale wrociliśmy. I szukamy domu. Narazie mieszkamy w wynajmowanym mieszkaniu. Powiedział. Spojrzałam sie na Nathan'a z uśmiechem.
-a ja właśnie sprzedaje dom. Jeżeli byście tylko chcieli. Powiedziałam i spojrzałam na ciocie.  
- a wy? Spytała ciocia
-my mamy dom w Londynie. A ja poprostu nie mam powodu by tutaj wracać. A dom i tak chce sprzedać.  Powiedziałam 
-ale my....
-zadne ale. Albo kupujecie albo dom idzie dalej na sprzedarz. Powiedział Nath. On zawsze wie co powiedzieć.
-musimy uzgodnić to z Andrewem. Powiedziala ciocia Liz.
-to czekmy na odpowiedz. A narazie zapraszamy was już dziś do nas do Londynu. Powiedziałam 
-dziekujemy. Napewno skorzystamy. Pwiedział Lukuś. 
-dobra my musimy uciekać. Dozobaczenia. Powiedział Nathan po zobaczeniu tajemniczego sms'a. 
-pa. Do zobaczenia. Porzegnełam sie i poszłam za chłoapkiem. 
-co sie stało? Spytałam 
- cos tu nie gra. Zaczol sie rozgladac. 
-ale o co Ci chodzi ? Spytałam
-ktoś nas obserwuje. Pwiedzial polglosem. 
-co?! 
-cii. Chodz idziemy. Pociągnoł mnie za sobą. 
Po chwili bylismy w domu. Posprzątaliśmy troche na poddaszu i na parterze. Gdy skończyliśmy było juz bardzo późno postanowiliśmy sie położyć. Ale ja nie mogłam. Cały czas przez moją głowe przedzierały sie wszystkie wspomnienia. Nie mogłam spać,przez to wszystko.
Czułam niepokuj,strach, sama nie wiem co jeszcze. Nathan spał w najlepsze. Znaczy tak mi sie wydawało.
-śpisz? Szepnełam
-mhm..mruknoł -a co? Spytal zaspany
-nie,nic,śpij. Powiedziałam
-halo? Co sie dzieje? Spytał 
-nie moge spać. To...to wszystko wrociło. Powiedzialam. 
-spokojnie jestem przy tobie. Powiedział i przyciągnoł mnie do siebie. Wtuliłam sie w niego. Samo poczucie ze jest ze mną oraz jego zapach uspokoiły mnie i nawet nie wiem kiedy zasnełam. 





----------------------------------------------
NIESPODZIANKA !!!!
rozdział dodaje dziś, ale to znaczy że w sobotę rozdziału może nie być, ale postaram się dodać go także w sobotę. Ale niestety nie gwarantuje.....
to chyba tyle. Do zobaczenia i miłej reszty tygodnia życzę wam wszystkim :**

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 34


                                                                       *5mies. Później
Cała sie trzęse i jak zaraz nie zemdleje to będzie cud. Amy układa mi wlosy i już mnie pomalowała.
-Nikki coś Ci jest ? Spytała
-zaraz bede miła zawał a ty sie pytasz? Powiedziałam
-nie denerwoj sie. To nie jest takie straszne. Zaraz Ci przejdzie. Powiedziała
-nie. Zaraz to ja zemdleje. Uśmiechnełam sie.
-spokojnie masz jeszcze 1 godzine. Powiedziała
-godzine???!!!! Wystraszyłam sie
-nie panikoj. Spokojnie. Wdech,wydech,wdech i wydech. Mówiła
-Amy! Prosze Cie. Powiedziałam
-przepraszam. Powiedziała
-a właśnie gdzie Marina? Spytałam
-z mamą. Powiedziała. Ja sie tylko uśmiechnełam. Zaraz mnie nerwy od środka rozniosą. W życiu się tak nie stresowałam jak dzisiaj. Masakra jakaś.
Nawet nie wiem kiedy już musiałam zejść. W między czasie była u mnie Karen z Marinką. Kobieta jest świetna ale wydaje mi się że coś ukrywa. Ale pewnie mi się zdaje bo jestem troszke przewrażliwiona na tym punkcie.
-i co gotowa? Spytał Jack. To właśnie on poprowadzi mnie do ołtarza.
-chyba tak. PowiedPowiedział śmiechem.
- spokojnie bedzie dobrze. Powiedział
-wiem Jack. Wiem. Powiedziałam. Idąc widziałam tylko to co przed mną. Byłam tak zestersowana że nie mogłam ruszyć głową. Gdy podeszliśmy pod ołtarz Jack mnie póścił. Uśmiechnoł sie. Odszedł.
Moją rękę wzioł Nath i podeszliśmy bliżej ołtarza. Ksiądz zaczoł mówić. Szczerze to ja nawet nie wiem co. Ogarnełam sie odpiero przed przysięgą. Po przysiedze znowu coś tam gadał. Zawsze myślałam że ślub to to coś a tu nawet nie wiem co gadał ksiądz. W tym dniu brakuje mi mamy. Wiem że mineło już dużo czasu. Ale to nadal boli. Nie! Stop! Przestań! To jest wyjątkowy dzień! Nie myśl o tym!!! Przyszedł czas n życzenia. Większość osub byla z rodziny Nathan'a. Ale oczywiście nie zapomnieliśmy zaprosić Diny i babci. Gdy podeszedł do mnie ojciec Nathan'a. Ciarki przeszły mi po plecach.
-ostrzegałem Cie. Szepnoł mi do ucha i odszedł. Zamarłam ale nie na długo ponieważ zaraz po tym zobaczyłam babcie.
-moja kochana malutka wnusia. Powiedziała i mnie przytuliła.
- a ty masz o nią dbać. Pokazała palcem na Nathan'a. Ja się uśmiechnełam.
-wiem o tym. Powiedział uśmiechając sie.
-a gdzie moja prawnusia? Spytała.
-a gdzieś z mamą chodzi. Powiedział Nathan. -pójde po nią. Powiedział i poszedł.
-no no. Pwowiedziała Diana.  -a ja jeszcze pamiętam jak dziś co mi mówilaś. Powiedziała z usmiechem.
-oj tam. To bylo dawno. Powiedziałam z uśmiechem. -chidzicie usiąść. Powiedziałam prowadząc moich gości do stolika.
-już jesteśmy. Powiedział Nath.
-o jaka śliczna. Powiedziała babcia.
-teraz zapraszamy młodą pare na pierwszy taniec. Powiedziała jakiś tam z orkiestry. Poszliśmy i tańczyliśmy.
Wesele trawalo i trwało a ja już nie mam siły a jest dopiero 22. Masakra.
-Moge? Spytał ojciec Nathan'a. On uśmiechnoł sie tylko i oddał mnie w jego ręce a on sam poszedł zatańczyć z Karen.
-mówiłem Ci że robisz błąd. Powiedział
-nie rozumiem.
-od dzisiaj twoje życie zamieni sie nie do poznania. Powiedział poważnie
-mogłby pan jaśniej? Spytałam
-ryzykujesz życie swoje i dziecka. Nitk już Cie nie uratuje. Powiedział. Na co sie wystraszyłam a moje serce zaczeło bić jak oszalałe.
-przepraszam. Powiedziałam i odeszlamze spuszczoną głową by nie bylo widać łez. Idąc otarłam je i podeszłam do brata który trzymał moje maleństwo.
-daj mi ją. Powiedziałam
-już sie stęskniłaś? Spytał z udawanym
uśmiechem.
-a żebyś wiedział. Pojde ją położyć. Powiedziałam
-ja to zrobie. Wstała Ami
-dzięki za chcęci ale nie. Musze odpocząć. Pwiedziałam. Wziełam dziecko. Idąc kolejna parita łez,poleciała mi z oczu. Na szczęście bylam już w w pokoju. Po sekundzie poczulam że ktoś dotyka mnie w tali. Gwaltownie sie odwruciłam.
-wystraszyłem Cie ? Za mną stał Nath
-troszke. Powiedziałam
- co sie stało! Dlaczego płaczesz!!? Spytał - to ze szczęścia. Powiedziałam
-nie. To nie są łzy szczęścia. Co sie stało mi możesz powiedzieć. Mowił
-Nathan ni.....
-mów! Powiedział. Nie miałam wyjścia i opowiedziałam mężowi wszystko. Jak to dziwnie brzmi. Mąż. Moj mąż.
- On kurwa oszalał ! Zdenerwował sie Nath.
-spokojnie. Jutro z nim pogadasz. A po za tym to twoj ojciec. Powiedziałam.
-ojciec sie tak nie zachowuje. Powiedział podenerwowany.
-ale coś w tym jest. Powiedziałam - czy ty mi powiedziałeś wszystko? Spytałam niepewnie
-czy ty sugerujesz że ja Cie okłamałem ?! Spytał podenerwowany
-Nathan! Ja sie tylko pytam. Powiedziałam
-to może było pomyśleć jeszcze kilka godzin temu ! Krzyknoł
-Nathan! Idioto! Kocham Cie ze względu na wszystko! Powiedziałam kładąc dłonie na jego policzkach. Kładąc lekki pocałunek na jego ustach.
-przepraszam. Szepnoł
-a was gdzie wcieło ??! Do pokoju wszedł Jack -tort czeka. Powiedział

                                                                    *2tyg później

Sidzimy na sofie z Nathan'em a razej leżymy,znaczy on leży a ja sie opieram o niego.  Jack biega za Marco. Mały już tak zasuwa że chłopaki śmieją sie że bedzie lekkoatletą.  A nasza Marina  ledwie co siedzi. A Amy rozmawia przez telefon z moją teściową.
-Głodny jestem. Powiedział Nath
-jak zwykle. Powiedziałam przewracając karteke książki.
-ide może znajde coś w lodówce. Powiedział
-to mozesz iść zobaczyć czy  mała śpi. Powiedziałam i wróciłam do czytania.  Chłopak poszedł po schodach. Po chwili przyszedł przyniusł mi telefon.
-ktoś dzwonił do Ciebie chyba z pietnaście razy.  Wziełam telefon. Odblokowałam. Numer który dzwonił wydał mi sie bardzo znajomy. Odłożyłam telefon na stolik obok.
-kto dzwonił? Spytał sie.
-nitk ważny. Powiedziałam -Marinka śpi? Dodałam
-tak śpi. Powiedział i usiadł obok mnie.
-głodny byłeś. Powiedziałam wracając do lektury.
-byłem. I nadal jestem. Ale mam ochote na ...yyyy....na Ciebie mam ochote. Powiedział i zaczoł mnie całować.
-Nathan! Przestań !! Na tarasie jest moj brat! Piszczałam i uderzałam go książką.
-no i co ? Teraz to ty jesteś moja i Jackowi nic do tego. Powiedział z uśmiechem. Na szczęście moj telefon zaczoł dzwonić.
-halo? Odezwałam sie z uśmiechem
-cześć Nikki. Tytaj Emma. Powiedziała na co mój uśmiech od razu żrzedł.
-cześć. Powiedziałam oschle
-słuchaj, wiem że nie odzywałam sie bardzo długo. Wiem że wyjechałaś. Ale bardzo dużo listwów przychodzi na twoj dawny adres i nikt nie płaci za media i chyba komornik i policja tam była. Powiedziała
-nie rozumiem. Powiedziałam
-czy mogłabyś przyjechać. Po za tym  jak tam u Ciebie? Spytała
- jeżeli chodzi o przyjazd to przyjade. Powiedziałam
-to sie ciesze. Moze spotkałybyśmy sie. Spytała
-no wiesz co że nie wiem czy dam rade bo teraz mam dużo obowiązków i wogule. Powiedziałam
-kto dzwoni? Szepnoł Nath. Ja tylko pokiwałam tylko głową i rozmawiałam dalej.
-jasne rozumiem. To do zobaczenia. Pa. Powiedziała i sie rozłączyła. Aha super teraz nagle sobie o mnie przypomniała ? Po tak długim czasie ? Jeszcze ta nasza ostatnia razmowa na pogrzebie.
-kochanie? Spytał Nathan
-tak!?
-kto to był ? Spytał
-stara znajona. Nitk ważny. Powiedziałam
-napewno? Dopytywał
-napewno. Tylko musze jechać do....mojego dawnego domu. Powiedziałam
-do B........
- tak. Powiedziałam
-dlaczgo? Spytał. Zaczełam mu wszystko tlumaczyć. Chłopak powiedzial ze mną pojedzie. Ja nie wiem jakbym sobie poradziała bez niego. 





----------------------------------------------------------------------------
Wróciłam :D
wiec jak mówiłam że rozdział będzie opóźniony tak jest. Przepraszam za błędy ale rozdział  pisany dzisiaj, ponieważ po tym weselu nie mogę się ogarną A na dodatek 21 czerwca mam zawody i te treningi :\\\\ Właśnie wróciłam z jednego z nich i umieram i muszę się szybko umyć i uciekam do cioci :( A co do rozdziału przepraszam że nie opisywałam wesela ale jak mówiłam rozdział pisałam dzisiaj i chciałam sie pośpieszyć.
To tyle.
Komutujcie, obserwujcie i do następnego :*   
Ps. Dziękuje za przekroczenie 3tyś :******************