-I wtedy się
zgodziłam!- Amy z podekscytowaniem opowiadała mi o oświadczynach. Chłopaki
jeszcze śpią, a przynajmniej Jack śpi. Nie wiem czy Nathan nawet wczoraj wrócił
do domu. Widząc reakcję blondynki i radość w jej oczach, uśmiechnęłam się
ciepło.
-Ej, ty o tym
wiedziałaś!- pokazała na mnie palcem wskazujący. Zacisnęłam usta, próbując
powstrzymać śmiech i pokręciłam przecząco głową. Jednak jej niby surowa mina
sprawiła, że zaczęłam się śmiać.
- No może
wiedziałam. Cieszę, że jesteś taka szczęśliwa.
- Ja też.
Zapamiętam to do końca życia, zwłaszcza,
że było takie całkowicie nie w stylu Jack’a. Zaskoczył mnie tym ogromnie-
opowiadała dalej z gigantycznym bananem
na twarzy. – Bałam się, że jeśli kiedyś by mi się oświadczał, to że zrobi t
przy obiedzie i pewnie pierścionka zapomni- o kurde, mój brat nie jest ani
trochę romantyczny. Trzeba z nim pogadać. Jednak zachowam dla siebie jego
pierwotne plany oświadczyn. Do kuchni przyszedł Jack. Ubrany, z mokrymi włosami
po prysznicu i mocno zaspany, ale szczęśliwy. Czułym pocałunkiem przywitał się
ze swoją narzeczoną. Podałam mu kawę i naleśniki, które wcześniej zrobiłam.
Chłopak ochoczo zabrał się za jedzenie. Aż miło popatrzeć na ich radość. Nagle
do domu wpadł wściekły jak osa Nathan i od razu poszedł do swojego pokoju. Za
chwilę wrócił do kuchni i szepnął coś Jack’owi na ucho. Po mnie brata
widziałam, że nie było to przyjemne. Amy ulotniła się do łazienki. W tym samym
momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Jack zerwał się, żeby otworzyć. Trochę
zdziwiło mnie jego zachowanie. Nathan zerknął na kupla, a kiedy tamten lekko
skinął głową w jego stronę, złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę
schodów. Wyrwałam rękę z jego uścisku.
- Co ty
wyprawisz?
-Cholera,
chociaż raz posłuchaj i rób co ci każę. Na górę!- ups, nieźle się wkurzył.
Zszokowana patrzyłam na niego. Nathan zerknął jeszcze raz w stronę wejścia, a
następnie wziął mnie ręce i skierował się na schody.
- Tylko
cicho- nakazał głosem nietolerującym sprzeciwu. Pokiwałam tylko głową. Zaniósł
mnie do pokoju, w którym jeszcze nigdy nie byłam. Zgaduje, że to jego
sypialnia. Postawił mnie przy łóżku.
- Anie słowa,
bo cię zaknebluję, jasne?- warknął i siadł przy laptopie. Podeszłam do okna.
*oczami
Jack'a
-Cześć- Jay z
charakterystycznym dla siebie uśmiechem podał mi rękę.
-Siema, co
cię do nas sprowadza?- zapytałem wesoło, chociaż w środku aż się gotowałem.
-Jest Sykes?-
zaczął zaglądać mi przez ramię, ale nie zamierzałme go wpuszczać, tak długo jak
to możliwe.
-Nie ma.
-Gdzie jest?-
nie był zadowolony.
-Bo ja wiem?
Nie jestem jego aniołem stróżem.
-Przekaż, że
wyjeżdżam i ma się wszystkim zająć......I jeszcze jedno, nie wiem kiedy wrócę,
więc jak będzie coś chciał, to niech dzwoni. Na razie
- Cześć-
.powiedziałem i z ulgą zamknąłem drzwi.
*oczami Nikki
Słysząc
odjeżdżający samochód Nathan odszedł od komputera i popatrzył na mnie wrogo.
Nie wiem, co on myślał. Że ucieknę czy coś?
-Może mi
teraz wyjaśnisz swoje idiotyczne zachowanie?- zapytałam, widząc, że zmierza do
drzwi.
-Zastanowię
się- odparł chamsko i już wychodzić, gdy mu przerwałam.
- Nie! Chcę
wiedzieć teraz!- westchnął spojrzał na
mnie dziwnie.
- Jak się tak
rwiesz do poznania prawdy proszę bardzo, twoja sprawa.- odparł i usiadł na
fotelu przeglądając coś w telefonie. – Może usiądziesz?
- Dzięki, postoję.
- W takim
razie będę się streszczać . Co chcesz dokładnie wiedzieć?
-co?...jeszcze
się pytasz?.....wszystko, bo kompletnie nie ogarniam waszego dziwnego
zachowania.
-Wiesz, że
Diaz jest płatnym mordercą? – pokiwałam głową opierając się o ścianę.
-Pamiętasz
jak kilka dni temu jak wpadłaś do basenu? – znowu pokiwałam głową czując, że
się rumienie. Cholera. Spuściłam głowę, żeby włosy zakryły mi twarz.
-Pojechałem
wtedy do ciebie do domu, chociaż nie wiem czy willę Diaza można nazwać twoim
domem, ale mniejsza o to ..... Podsłuchał rozmowę twojego ojca z Jay'em. Wiesz,
kim jest Jay?- znowu pokiwałam głową z uwagą słuchając tych wszystkich
informacji. -Z tej rozmowy wynikało, że Diaz jest winny Jay'owi jakieś duże
pieniądze, których nie ma.
- Nadal nie
rozumiem- przyznałam, gdy chłopak milczał dłuższą chwilę.
- To kurde
daj mi skończyć. Jay powiedział, że nie dostanie forsy, to skrzywdzi jakąś
bliską dla Diaza osobę, czyli ciebie.
- Skąd masz
pewność, że chodzi o mnie? A Jac?- spytałam w w miarę opanowanym głosem,
chociaż czułam, że robi mi się słabo.
- Jay nie
wie, że Diaz ma syna. A o tobie wie. No i widział twoje zdjęcie jak wtedy był
tam w domu. On nie odpuści i będzie chciał cię zabić.
- A… A jeśli
ojciec odda te pieniądze?- głos zaczynał mi drżeć.
- Uwierz mi,
że nie odda. Nie ma ich i nie szans, żeby je zdobyć, a nawet gdyby mu się
udało, to Jay i tak będzie chciał się zemścić bo Dizaz zabił sporo jego ludzi.
– Czyli ten Jay przy najbliższej okazji wpakuje mi kulkę w łeb. On mnie zabije.
Zastrzeli. Już sama myśl o broni mnie przerażała. Nagle zrobiło mi się zimno.
Zsunęłam się po ścianie podkulając nogi. Nathan kontynuował
- Jay jest
najróżniejszym gangsterem w Londynie, a nawet w kraju. On zabija dla
przyjemności. Kiedyś dla niego pracowałem, ale to nie był najlepszy wybór. W
każdym razie podsumowując twój ojciec mocno podpadł Jay’owi, który upatrzył
ciebie na cel i z pewnością będzie chciał cię zabić. Oczywiście Diaz nic z tym
nie zrobi, bo jak sam powiedział „jesteś dla niego bezwartościowa.” No i Jay
lubi się bawić ofiarami, ale to zależy od humoru- mówił tak, jakby opowiadał o
nudnej pogodzie. Tego było dal mnie za wiele. I po co chciał znać prawdę?
Lepiej było siedzieć cicho. Schowałam twarz w dłoniach, a do oczu napłynęły mi
łzy. Moje życie jest do bani. Nagle drzwi się otworzyły i do środka wszedł
Jack.
- Co tu się
dzieje? Szukałem was- zaczął.
- Twoja
siostra chciała znać prawdę, więc jej opowiedziałem o ….- zamilkł odwracając
się w moją stronę. Jack natychmiast mnie
przytulił.
- Nikki, nic
się nie stanie, obiecuję.
- Ale
przecież…- szlochałam, a on mi przerwał.
- Nieważne,
jak strasznie to brzmi, nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził