DAGGER IN MY HEART

Rozdziały w każdą sobotę lub jeśli będą 4 komentarze, rozdział pojawi się wcześniej.

sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział 15

Od śmierci mamy minęły już dwa tygodnie, a ja nadal nie mogę się z tym pogodzić. W sumie co się dziwić. Zginęła przeze mnie i nigdy tego sobie nie wybaczę. Siniaki, które zostały po tym, jak pobił mnie Dick, zniknęły. Została jedynie rana na ręce.  Chociaż nie najgorzej się goiła, wiedziałam, że będzie paskudna blizna. Chciałam ją zakryć, więc niemal cały czas chodziłam w bluzach, swetrach lub bluzkach z długim rękawem. Pomimo tego, że był środek lata, pogoda w Anglii skutecznie starła się to zamaskować  poprzez niezbyt wysokie temperatury.  Z pokoju praktycznie nie wychodziłam, unikałam towarzystwa. Ze względu na panujący w pomieszczeniu zaduch, uchyliłam okno. Na Na zewnątrz zauważyłam jak Jack jeździ na desce, a Amy moczy nogi w basenie. Nathana nie było.  Może i dobrze, bo ostatnio coraz bardziej się go boję. Chociaż go nie widuję, wiem, że  nie jest w najlepszym humorze. Nagle dostrzegła mnie Amy.
-Nikki ...-zawoła–chodź do nas.
Zrobiłam kwaśną minę, ale ona spojrzała się na mnie tak, jakby zaraz miał mi coś zrobić. Odwróciłam się od okna i siadłam na łóżku.
-Nikki, zejdź, bo pójdę po ciebie- krzyknęła wesoło. Nie chciałam się z nią kłócić, więc bez pośpiechu wyszłam na dwór.
-A widzę, że moja kochana zeszła- ucieszyła się  Amy. Nie no, naprawdę ona jest gorzej pogrzana od mnie.
-Jak się czujesz?- spytał z troską Jack
-Dobrze- odparłam z lekkim uśmiechem, rozglądając się czy nie ma nigdzie Nathna. W rzeczywistości czuła się okropnie i miała już wszystkiego dość.
-Nie bój się, Nathana nie ma… umiesz jeździć na desce?-dodał. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
-Oszalałeś? Ja i deska to WIELKIE nieporozumienie.
-Aj,  przesadzasz...każdy umie.  To jest banalne.
-Ja nie umiem, bo nie jestem każdy.
- Nauczę cię – zdecydował z zadowoleniem, a Amy uśmiechnęła się  z ciekawością nam się przyglądając.

*oczami Nathana*
Siedzę w tym cholernym samochodzie już dobre  trzy godziny i słucham rozmowy Diaza z  jakimś mężczyzna. Z tego, co się dowiedziałem, jak zwykle chodzi o kasę. W każdym razie uwielbiam podsłuchy... Teraz może być coś interesującego.
- O, widzę że masz kolejną dupę- powiedział znajomy głos.
-To moja córka- odparł Diaz z lekkim poirytowaniem.
-Nooo.... To jak nie oddasz kasy to tej twojej pięknej córeczce może stać się coś niedobrego- zaśmiał się drugi i już wiedziałem kto to jest. Kurwa! Nie  wierzę, że  to Jay. Jego obecność zawsze zwiastuje kłopoty.
-Rób sobie z nią co chcesz-oświadczył obojętnym tonem Diaz. Kochany tatuś, nie ma co. Jak można być takim dupkiem i nie przejmować się własnymi dziećmi?
-Skoro  cię córeczka nie obchodzi  to mogę zrobić z nią co chce?- upewnił się Jay.
-Głuchy jesteś czy co? Przecież mówię, że mnie nie obchodzi. Nicole jest taką samą szmatą jak jej matka
-Czyli córcia to Nicole....-Nie mogę tego słuchać. Diaz jest strasznym idiotą. Już wiem, dlaczego Jack chciał ją stąd jak najszybciej zabrać. A co do Jay'a… on jest najgroźniejszym gangsterem w całym Londynie. Dobra trzeba się zbierać i zawiadomić Jacka, co się święci.
Gdy wróciłem do domu usłyszałem śmiech Amy i Jacka oraz przerażony  krzyk Nikki. Co się tam dzieje?
Wszedłem  cicho do domu, a następnie na taras.
-JACK! Jak się tym skręca?!- wrzeszczała Nikki próbując skręcić na desce. Amy pokładała się ze śmiechu, a Jack nie był od niej gorszy.
-Lekko przenieś ciężar ciała na stronę, w którą chcesz skręcić- powiedział przez śmiech. W tym samym czasie zobaczyła mnie Amy.  Pokazałem jej, żeby nic nie mówiła. Nagle  Nikki wpadła do basenu razem z deską. Jej mina była bezcenna. Przerażenie i szok zmieszane ze wściekłym spojrzeniem na Jack’a. Nie mogłem się powstrzymać i wybuchłem śmiechem razem z resztą.

*oczami Nikki
CHOLERA!!! Wypłynęłam z basenu i zobaczyłam jak Jack i Amy pokładają się ze śmiechu przed basenem, a w drzwiach stał Nathan. Też się ze mnie śmiał. Znowu wyszłam przed nim na ofiarę losu, która nic nie umie zrobić. Po prostu świetnie.
-Nic...ci nie jest....?- próbował powiedzieć Jack nieustannie się śmiejąc.
-Nie, ale deska nie jest dla mnie… Lepiej będzie jak pójdę do domu.- dodałam cicho i skierowałam się w stronę drzwi.  –Dam Ci sukienkę- zaproponowała Amy i poszła razem ze mną.
Pożyczyła mi piękną miętową sukienkę z dużą kokardką. Nie do końca mój styl, ale nie protestowałam i założyłam ją. Schodząc po schodach słyszałam rozmowę Nathana i Jack'a. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie zmienili tematu na pogodę, gdy usłyszeli moje kroki.
-Jak tam moja słodka skeiterka?- powiedział Jack.
-Zabawne… Mówiłam, że nie umiem.- odparłam  siadając obok niego.
-Ale i tak sobie dobrze radziłaś.
-Nie musisz mnie pocieszać, bo wiem, że to nieprawda.- powiedziałam
- Byłaś…- zaczął Sykes z wrednym uśmieszkiem, ale na szczęście przerwał mu dzwonek do drzwi. Nie sądziłam, że Sykes ma jakiś znajomych. Jack też był zdziwiony tą wizytą.
-Siema! -powiedział jakiś gość, którego nie znałam.
-Jay?!- Nathan chyba się go nie spodziewał. Jack gwałtownie zerwał się z kanapy stając przede mną jakby, chciała mnie zasłonić.
-Starego kumpla nie poznajesz? - Jack podał mi dyskretnie swoje okulary przeciwsłoneczne i kazał mi je założyć. W tym samym czasie z góry zbiegła Amy. Gdy zobaczyła tego całego Jay stanęła jak wryta. Czy tylko ja nie wiem, co tu jest grane?
-Dawno cię nie widziałem....Gdzieś ty się podziewał? -Spytał Nathan, jakby nie chciał wpuścić go do domu.
-Tu i tam.... Interesy po prostu, sam rozumiesz. Nie wpuścisz mnie?
- Niie no, jasne wchodź- zaprosił si do środka. Pięknie, kolejny świr. Nie zamierzam z nimi siedzieć, idę do siebie.
-Gdzie idziesz?- z  niepokojem spytał Jack
-Położę się...na chwilę-odpowiedziałam chłopakowi i oddałam mu okulary.
-coś co jest?
-Trochę głowa mnie boli...a po za tym nic- uśmiechnęłam się lekko.
-Zaprowadzę cię
-Umiem trafić, braciszku...-klepnęłam go w ramie i poszłam.
-Jack... siema...- przywitał  Jay
-Cześć...przywitali się i usiedli na kanapie. Gdy byłam już na schodach, dołączyła do mnie Amy.
-Czekaj idę z tobą...szepnęła.

*oczami Nathana
 -A gdzie twoja siostra? – spytał Jay
-Pewnie u siebie z...  laptopem jak zwykle- cholera, niewiele brakowało, a wydałbym Nikki.
-To zawołaj ją tu do nas, nie będzie sama siedzieć- zaproponował. Od dawna wiem, że buja się w mojej siostrze. Nie jedna była już z nim i bardzo źle każda z nich kończyła. Nie pozwolę, żeby moją Amy spotkała to samo. A poza tym jest z Jackie'm i są szczęśliwi … w przeciwieństwie do mnie.
-Nie siedzi sama- powiedział Jack. Z daleka było widać, że nie toleruje Jay'a. Od samego początku tak było i pewnie tak zostanie.
-A właśnie, znalazłaś już tą swoją siostrzyczkę? -spytał chamsko Jay
-Nie- odpowiedział Jack, widać było, że ma ochotę go zabić.
-Uuu...Szkoda, może bym pomógł- no chyba na łeb upadł, sądząc, że się zgodzimy.
-Obejdzie się.
-Nie bądź taki chamski....-powiedział Jay i zadzwonił mu telefon.-Dobra ja spadam bo mam ważną sprawę do załatwienia. Cześć.

*oczami Nikki
-Amy, powiedz mi kto to jest?-spytałam się blondynki, gdy byłyśmy już w pokoju.
-To jest Jay, najgroźniejszy gangster w całym Londynie- powiedziała prosto z mostu.
-Co?...i on siedzi z moim bratem w jednym pomieszczeniu? -Mówiłam pokazując palcem na podłogę.
-No to słuchaj...  Najlepsze jest to, że oby dwaj się nie lubią bo kiedyś  Jay próbował mnie poderwać- uśmiechnęła się na to wspomnienie- No i Nath kiedyś dla niego pracował.
-To sobie  kumpla znalazł....nie ma co. 

--------------------------------------------------------
Hej to znowu ja :P
jak wam się podoba ? piszcie w komentarzach......
nie rozpisuje się bardzo  ponieważ źle się czuje
więc do następnego
kocham was i do zobaczenia

1 komentarz: