Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Bez pośpiechu poszłam otworzyć. Mogłam się domyślać, kogo zobaczę. Była już ubrana w czarną dopasowaną sukienkę przed kolano, a do tego czarny żakiet. Ten strój dodawał jej powagi.
- Nikki, jeszcze nie gotowa? Za dwie godziny się zacznie...
-Wiem-przerwałam i wpuściłam ją do środka- Ja chyba nie dam rady tam iść.
- Oczywiście, że dasz radę. Będziemy razem z tobą- przytuliła mnie.-A teraz śmigaj pod prysznic.
Chociaż Amy a słowem nie skomentowała mojego stanu, widziałam na jej twarzy smutek, kiedy ukradkiem przyglądała się śladom łez na moich policzkach. Dwadzieścia minut później, już czysta i pachnąca, wróciłam do pokoju. Na łóżku dostrzegłam sukienkę. Czarna z dopasowaną górą i lekko rozkloszowanym dołem. Wyglądała ślicznie. Amy jedynie się uśmiechnęła i pomogła mi ją założyć. Następnie usadziła mnie przy toaletce. Chwilę zastanawiała się co ze mną zrobić.
- Myślę, że makijaż będzie zbędny, a poza tym masz świetną cerę, która niczego nie potrzebuje. A a włosy może...- Nie skończyła tylko zabrała się za czesanie. Po kilku minutach uczesała mnie w kłosa, który delikatnie opadał mi na ramię. Byłam jej wdzięczna, że się mną zajęła. Sama chyba nigdy nie zabrałabym się za przygotowanie do... do...
- Nikki, co się stało?- zapytała Amy widząc łzy w moich oczach.
- Nic, po prostu uświadomiłam sobie, że nigdy więcej nie zobaczę mamy...
- Możemy już iść?- do pokoju wparował Jack. Chociaż przez kilkanaście lat nie widział mamy, jej śmierć też się na nim odbiła. Pokiwałam twierdząco głową. Amy od razu podeszła do swojego chłopaka. Szli pierwsi. Obok Nathan, a ja na końcu.
Na pogrzebie było dużo ludzi. Nawet się tego nie spodziewałam. Wielu z nich znałam, część tylko kojarzyłam z widzenia, a większość widziałam pierwszy raz w życiu. Ksiądz wygłosił piękne kazanie. W tak wspaniały sposób mówił i mamie i o tym jak dobrym BYŁA człowiekiem, że nie potrafiłam słuchać tego w spokoju. Wewnątrz męczyły mnie wyrzuty sumienia, że to jednak przez moją głupotę tyle osób, zebranych nad jej grobem, w ciszy próbuje się pogodzić ze śmiercią bliskiej im osoby- przyjaciółki, znajomej, koleżanki z pracy, sąsiadki, miłej pani ze sklepu… Właśnie podczas kazania uświadamiałam sobie, jak trudne życie miała mama. Wiecznie zapracowana kobieta, która praktycznie sama wychowuje córkę i utrzymuje jeszcze takiego potwora jakim jest Dick. Nigdy nie miała czasu dla siebie, żeby odpocząć, zrelaksować się, spokojnie wyjść na spacer czy do koleżanki. Pomagałam jej w domu, ale wobec syfu, który robił dookoła siebie Dick, nasze wysiłki były bezskuteczne. To właśnie mama non stop się z nim użerała, próbowała go uspokoić kiedy się gniewał i miał napady złości. Zawsze potulnie wykonywała jego durne polecenia. Moja mama była… Ona cały czas jest dla mnie prawdziwym bohaterem, wzorem. Po policzku spłynęła samotna łza, a za nią kolejna i kolejna i jeszcze jedna. Dobrze, że Amy zrezygnowała z makijażu. Chciałam chociaż trochę uspokoić swój płacz i wysłuchać do końca tego, co kapłan zamierzał powiedzieć, ale to było silniejsze ode mnie. Jack objął mnie ramieniem, a ja odruchowo się w niego wtuliła. Przez głowę przemknęła mi myśl jakim cudem mogę jeszcze płakać, skoro od kilku dni nie robię nic innego.
Gdy spuszczali trumnę, wyrwałam się bratu. To bolało. Teraz już nigdy nie zobaczę mamy. Nigdy nie spojrzę w jej czekoladowe oczy, nie zobaczę uśmiechu na jej twarzy. Mam już nigdy nie powie, że jest ze mnie dumna, żebym się nie przejmowała Dickiem, żebym była dzielna. Nigdy więcej nie pogładzi mnie po głowie, jak zawsze kiedy mnie budziła. Nigdy więcej mnie nie przytuli i… I to wszystko dlatego, że przeze mnie jest teraz martwa. To przeze mnie leży teraz sama w ciemnej trumnie z każdą chwilą przysypywana coraz większą ilością ziemi. Z każdą chwilą była coraz dalej ode mnie. Jack mocno mnie podtrzymywał i tulił do siebie, ponieważ nie miałam siły, żeby sama się utrzymać.
Po pogrzebie niemal każdy do mnie podchodził i składał
kondolencje. Po raz kolejny tego dnia usłyszałam tak wiele dobrych słów o
mamie. Nagle znieruchomiałam i zaczęłam wpatrywać się w wejście po
drugiej stronie cmentarza. Przez moment wydawało mi się, że widziałam
tam Dicka. Nie, to przecież niemożliwe.
- Nikki, w porządku- zaniepokoił się Jack.
- Tak, jest dobrze- odparłam cicho, ale przypomniał mi się koszmar i słowa, które spędzały mi sen z powiek „To twoja wina.”
- Nikki, w porządku- zaniepokoił się Jack.
- Tak, jest dobrze- odparłam cicho, ale przypomniał mi się koszmar i słowa, które spędzały mi sen z powiek „To twoja wina.”
Gdy mieliśmy wychodzić, zauważyłam przy bramie znajomą
blondynkę. Tak, to Emilly. Dziewczyna, widząc mnie, od razu do mnie
podbiegła i mnie przytuliła.
- Emi, nawet nie wiesz jak mi cię brakowało- wyszeptałam.
- Przepraszam, że się tyle nie kontaktowałam, ale za każdym razem twój telefon nie odpowiadał. Co się z tobą działo?- kurde, co ja mam jej powiedzieć? Że zostałam porwana przez własnego brata, a mój ojciec to płatny zabójca? I nie mam telefonu od… dawna? To nie przedzie. Muszę szybko coś wykombinować.
- Nie, to wszystko to moja wina. Co u ciebie?
- Emmm…- trochę się zmieszała- przepraszam, że w takich okolicznościach...ale musze ci kogoś przedstawić.
- Nie martw się, śmiało- po chwili Emi wróciła z Tonym. Moja mina natychmiast zrzedła. Przecież kilka dni przed wyjazdem przysięgała, że nigdy nie umówiłaby się z nim, a teraz... Wtedy jeszcze nie wiedziała, że go znam. Tony też często zostawał po lekcjach na jakieś zajęcia sportowe. Gdy w szkoła była niemal pusta, nikt mu nie przeszkadzał w znęcaniu się nade mną. Jako chłopak z bogatej rodziny z nikim się nie liczył, uważał że jest pępkiem świata, a wszyscy lecieli na jego kasę. W trakcie lekcji omijał mnie z daleka, bo kto chciałby się ze mną zadawać skoro mieszkam pod jednym dachem z Dickiem? Jednak gdy wracał z treningów, mógł się ze mnie nabijać do woli, a nawet próbował się do mnie dobierać. Parę razy się z nim pokłóciłam, ale on i tak był górą. Kto by mi uwierzył? Według nauczycieli Tony to wzorowy uczeń, a jeśli jego rodzice dają kasę na szkołę, to całe grono pedagogiczne chucha i dmucha na swojego pupilka. Widok Tonego i Emily bardzo mnie zabolał.
- Tony, to jest...
-My się znamy- przerwał jej chłopak- mogłaś uprzedzić, że twoja Nikki to ta mała kurwa- zakpił sobie.
- Tony...- tylko tyle powiedziała Emily. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami na dobre i na złe, że Emi jakoś zareaguje, a ona nie nie zrobiła.
- Jak śmiesz mnie tak nazywać!- zdenerwowałam się.
- Jakbyś byś nie pchała się Dickowi do łóżka, to może inaczej bym cię nazywał- łaskawie wytłumaczył.
- Nie kłam, ty nic o mnie nie wiesz!
- Może i nie, ale wiem co opowiada ten pijak. Emily, kochanie idziemy- zarządził, a dziewczyna rzuciła krótkie "cześć" i wesoło podążyła za chłopakiem. Wytarłam oczy, chcąc pozbyć się łez i poszłam do samochodu. Obok spacerowali Amy i Jack, a Nathan był już w środku.
- Kto to był?- zainteresował się brat?
-Stara znajoma, nikt ważny...- odparłam ze smutkiem. Już nie przyjaciółka. Nie spodziewałam się, że stracę ją w ten sposób. Jeszcze muszę zabrać kilka drobiazgów z domu i nigdy więcej nie zamierzam tu wracać.
- Emi, nawet nie wiesz jak mi cię brakowało- wyszeptałam.
- Przepraszam, że się tyle nie kontaktowałam, ale za każdym razem twój telefon nie odpowiadał. Co się z tobą działo?- kurde, co ja mam jej powiedzieć? Że zostałam porwana przez własnego brata, a mój ojciec to płatny zabójca? I nie mam telefonu od… dawna? To nie przedzie. Muszę szybko coś wykombinować.
- Nie, to wszystko to moja wina. Co u ciebie?
- Emmm…- trochę się zmieszała- przepraszam, że w takich okolicznościach...ale musze ci kogoś przedstawić.
- Nie martw się, śmiało- po chwili Emi wróciła z Tonym. Moja mina natychmiast zrzedła. Przecież kilka dni przed wyjazdem przysięgała, że nigdy nie umówiłaby się z nim, a teraz... Wtedy jeszcze nie wiedziała, że go znam. Tony też często zostawał po lekcjach na jakieś zajęcia sportowe. Gdy w szkoła była niemal pusta, nikt mu nie przeszkadzał w znęcaniu się nade mną. Jako chłopak z bogatej rodziny z nikim się nie liczył, uważał że jest pępkiem świata, a wszyscy lecieli na jego kasę. W trakcie lekcji omijał mnie z daleka, bo kto chciałby się ze mną zadawać skoro mieszkam pod jednym dachem z Dickiem? Jednak gdy wracał z treningów, mógł się ze mnie nabijać do woli, a nawet próbował się do mnie dobierać. Parę razy się z nim pokłóciłam, ale on i tak był górą. Kto by mi uwierzył? Według nauczycieli Tony to wzorowy uczeń, a jeśli jego rodzice dają kasę na szkołę, to całe grono pedagogiczne chucha i dmucha na swojego pupilka. Widok Tonego i Emily bardzo mnie zabolał.
- Tony, to jest...
-My się znamy- przerwał jej chłopak- mogłaś uprzedzić, że twoja Nikki to ta mała kurwa- zakpił sobie.
- Tony...- tylko tyle powiedziała Emily. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami na dobre i na złe, że Emi jakoś zareaguje, a ona nie nie zrobiła.
- Jak śmiesz mnie tak nazywać!- zdenerwowałam się.
- Jakbyś byś nie pchała się Dickowi do łóżka, to może inaczej bym cię nazywał- łaskawie wytłumaczył.
- Nie kłam, ty nic o mnie nie wiesz!
- Może i nie, ale wiem co opowiada ten pijak. Emily, kochanie idziemy- zarządził, a dziewczyna rzuciła krótkie "cześć" i wesoło podążyła za chłopakiem. Wytarłam oczy, chcąc pozbyć się łez i poszłam do samochodu. Obok spacerowali Amy i Jack, a Nathan był już w środku.
- Kto to był?- zainteresował się brat?
-Stara znajoma, nikt ważny...- odparłam ze smutkiem. Już nie przyjaciółka. Nie spodziewałam się, że stracę ją w ten sposób. Jeszcze muszę zabrać kilka drobiazgów z domu i nigdy więcej nie zamierzam tu wracać.
----------------------------------------------------------------
I obiecana 13 :DDD
cieszycie się?? bardzo przepraszam że tak późno znowu,ale cały dzień jestem z przyjaciółmi na dworze i nie mam jak dodawać wcześniej.Mam nadziej że się nie gniewacie.
kocham was i do zobaczenia <3
Super rozdział. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń